Część 7.

Czułam się tu tak obco. Tak, jakbym tu nie pasowała, była częścią innego świata. Pomijając fakt, że byłam tą częścią innego świata. Wszystko tu było dla mnie takie dziwne, nowe. Nie mogłam się z tym oswoić. Siedziałam i wpatrywałam się w zieleń i błękit. Było... spokojnie. Za spokojnie. W filmach zawsze po takich momentach coś się działo. Taka... 'cisza przed burzą'.
- Jak się czujesz? - zapytał Feliks.
- Dziwnie, nie mogę się do tego przyzwyczaić. - odpowiedziałam. Mój głos nadal był chrypiący.
- Czyli do czego?
- No do tego. Wszystko jest takie... inne. Nie ma tu zwierząt.
- Są.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Gdzie on tu zwierzęta widzi? Może to on uderzył się w głowę, a nie ja?
- Dobra, idziemy. Wstawaj. - powiedział szorstko.
- Czy mógłbyś mi się ujawnić? Obiecałeś.
- Dlaczego teraz? Ale dobrze, zrobię to.
Nie był taki jak sobie go wyobrażałam. Nie był taki, jak wyobrażałam sobie duchy. Był piękny. Jego postać przypominała człowieka. Wbrew pozorom nie był on przezroczysty. Mienił się delikatnie złotym kolorem. Miał cudowne oczy z nutką niebieskiego koloru, które mówiły, że mogą wszystko. Jego pełne usta uśmiechały się do mnie. Był wysoki, umięśniony, ubrany w harcerski mundur - szorty i bluzę. To wszystko w połączeniu sprawiało nieziemski efekt.
- Wow. - westchnęłam.
- Coś nie tak? - powiedział uśmiechając się.
- Nie, wszystko w porządku... Po prostu nie jesteś taki jak myślałam.
Zaśmiał się.
- Chodźmy już.
- Prowadź.
Szliśmy w milczeniu przez jakieś 2 godziny. Wszystko było takie samo. Ten błękit i zieleń działały mi już na nerwy. Po dość szybkim marszu doszliśmy do jakiejś chaty. Była dość zaniedbana. Wyglądała jakby od kilkudziesięciu, może kilkuset lat do niej nie zaglądał. Feliks 'wypukał' w drzwi jakąś melodię, te po zakończeniu się otworzyły. Weszliśmy do środka. Tutaj wszystko było z drewna. Widać było, że są to rzeczy robione ręcznie.
Nagle przede mną pojawiła się stary mężczyzna z bardzo długą brodą i dziwnym ubraniem.
- Witajcie, moi drodzy, wiedziałem, że przyjdziecie. - rzekł.
- Ja nie wiedziałam, że Pan tu... przyfrunie.
Feliks uderzył mnie w brzuch.
- Nic się nie dzieje, nie dziwię Ci się. Nie jestem Panem, a Alojzym. Mam tylko 564 lata, nie jestem znów taki stary. - puścił oczko. - Zapewne szukacie Pierścienia Nieumarłych. Nie mam go. Ostatnio mój dom zaatakowały gobliny, ukradły wszystko co wydaje się być dla nich przydatne. Nie mam pojęcia co z nim zrobili, może wyrzuciły, a może zaniosły do swojego zamku. Możliwe też jest, że uda mi się wykonać replikę tego pierścienia, lecz nie wiem, czy będzie on miał dokładnie takie same właściwości.
- Czy wiesz jak możemy namierzyć pierścień? - spytał Feliks.
- Oczywiście. - w jego dłoni pojawiło się coś w rodzaju 'wykrywacza smerfów'. - Wystarczy, że będziecie szli zgodnie z tym. Gdy będziecie bliżej pierścienia zacznie on mienić się na różowo. Ale Ty, chyba wiesz jak się tym obsługiwać, prawda? - zapytał mnie.
- Właściwie to nie mam pojęcia...
- Jak to? Przecież już tego używałaś. To, że mnie nie pamiętasz, nie znaczy, że nie możesz pamiętać tego co robi się z takimi przedmiotami...

2 komentarze:

Ten komentarz został usunięty przez autora.
 

Ow yeah! Jest przystojny ;DD

"Ten błękit i zieleń działały mi już na nerwy." - boskie! xd

 

Prześlij komentarz