Część 9.

Pociągnęłam szufladkę. Była tam. Kawałek ładnie zrobionego drewna ze złotymi akcentami. Obok leżała gruba książka. Jej grzbiet wskazywał na to, że wiele razy jej używano. Wyciągnęłam obie rzeczy. Otworzyłam książkę na pierwszej lepszej stronie. 'Zaklęcie prawdomówności.' Może być ciekawie.
- 'Teraz wszystko jest już w głowie, niech Ci ona prawdę powie' - powiedziałam i wykonałam ruch różdżką.
Nagle odleciałam. Nic nie widziałam. Czułam się tak, jak za pierwszym razem gdy przybyłam do świata magii. Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Nie wiedziałam co mam robić. Chciałam krzyczeć, obrócić się - nie dałam rady. Pomyślałam sobie: co tu się dzieje?!
Usłyszałam czyjś głos. Nie znałam go. Ręce zaczynały mi się pocić. Chciałam się jak najszybciej stąd wydostać, wrócić do domu. W mojej głowie plątało się mnóstwo myśli. Ale ja jestem głupia! Jak mogłam zaufać kawałkowi szkła?! Przecież to jest psychiczne. Świat magii, duch? Bycie czarownicą? Przesadzają! Mam tego wszystkiego dość! Chcę być w domu i mieć święty spokój.
- Iwetta. Hej, mała, słyszysz mnie?
Starałam się otworzyć oczy. Przed nimi zamajaczyła mi czyjaś twarz.
- Mhm. - przytaknęłam.
- Mała, dobrze, jest dobrze. Nic Ci nie jest malutka.
- Kim Ty jesteś?
- Nie poznajesz mnie? Mała....
Zdziwiło mnie, że ta osoba mówi do mnie 'mała'.
- Skarbie, jestem Michał. Nie poznajesz mnie?
Michał? Co znów za Michał?
- Chodzimy ze sobą...
- Że co?
- No tak. Jesteśmy przecież parą od ponad roku.
Nie chciałam go słuchać.
- Gdzie jestem? - starałam się zmienić temat.
- W szpitalu. Masz złamaną nogę i rękę. Ale będzie dobrze malutka, uwierz mi.

Część 8.

- Ona o niczym nie wie, Alojzy. - powiedział Feliks.
- Jak to o niczym?! Jak ona może o niczym nie wiedzieć?! - czarodziej prawie krzyczał.
- Normalnie. Jest ciemna w tym co robi.
- NIC JEJ NIE POWIEDZIAŁEŚ?!
- Ekhem. Czy ktoś mi może wytłumaczyć o co tu chodzi? - wtrąciłam się do rozmowy.
- NIE! - odpowiedzieli razem.
Chciałam się teraz zapaść pod ziemię lub przynajmniej skurczyć do mikroskopijnych rozmiarów. Czułam, że coś jest nie tak jak powinno być. Nie wiem kiedy zostawili mnie samą w domku. Korzystając z okazji postanowiłam się po nim rozejrzeć. Przedmioty, które leżały na półkach przypominały przedmioty żywcem wyciągnięte z jakiegoś filmu Disney'a o czarodziejach. Do szafek nie zaglądałam - próbowałam do jednej, ale była zamknięta. Właśnie przeglądałam się w szklanej kuli, chciałam ją dotknąć...
- Nie dotykaj mnie!
Podskoczyłam ze strachu.
- Ty... mówisz?
- Nie wiem dlaczego się dziwisz. W końcu to świat magii. Ah, ci ludzie... Zdradzisz mi swoje imię?
- Jestem Iwetta.
- Iwetta? Ta Iwetta? - kula powiedziała do mnie ze zdziwieniem.
- Jaka 'ta'? - spytałam zażenowana. - Normalna.
Kawałek szkła wpatrywał się we mnie.
- Na kryształy mojej poprzedniczki! To Ty!
- Ja, czyli kto? Możesz mi wyjaśnić?
- Nie wiesz kim jesteś? No nie żartuj!
- Ja mówię poważnie.
- Nie chce mi się w to wierzyć. Mogę opowiedzieć Ci Twoją historię?
- Moją historię...?
- Tak, Twoją.
- Dobrze.
- Wszystko zaczęło się, gdy żyłaś w XII w. Byłaś potężną czarownicą, o tym samym imieniu jakie nosisz dziś, co mnie dziwi. No, ale wracam do tematu. Żaden czarodziej nie mógł się z Tobą równać. Każdy się Ciebie bał, nikt nie miał odwagi wyzwać Cię do walki. Zwykle zabijałaś swoich przeciwników po tym, jak Cię wyzwali do pojedynku.
- Że co?! - przerwałam jej.
- Dasz mi skończyć?
Przytaknęłam kiwnięciem głowy.
- W końcu znalazł się śmiałek. Był młody, silny. Miał niewiele mniej lat od Ciebie. Nie wiadomo dlaczego jego nie zabiłaś. Nie dałaś rady. Historia mówi, że nie mogłaś tego zrobić z powodu wielkiej miłości, którą go darzyłaś. On zabił tylko Twoje ciało. Twoja dusza nadal krążyła po świecie. Ubłagałaś Alojzego aby wysłał Cię do przyszłości. On się zgodził, ale chyba nie wiedział, że nie będziesz o niczym pamiętała... Teraz jesteś w tym ciele, którego używasz. Nadal nie wiem jak udało Ci się dopaść czyjegoś ciała przy narodzinach. Raczej nie powinno mnie to dziwić, w końcu byłaś najlepszą czarownicą, potrafiłaś wszystko.
- Zaraz. Czyli próbujesz mi wmówić, że jestem czarownicą?!
- Dokładniej to byłaś. Nie wiem, czy zostały Ci magiczne moce. Możesz to sprawdzić. W szufladce pode mną jest różdżka i księga.

Część 7.

Czułam się tu tak obco. Tak, jakbym tu nie pasowała, była częścią innego świata. Pomijając fakt, że byłam tą częścią innego świata. Wszystko tu było dla mnie takie dziwne, nowe. Nie mogłam się z tym oswoić. Siedziałam i wpatrywałam się w zieleń i błękit. Było... spokojnie. Za spokojnie. W filmach zawsze po takich momentach coś się działo. Taka... 'cisza przed burzą'.
- Jak się czujesz? - zapytał Feliks.
- Dziwnie, nie mogę się do tego przyzwyczaić. - odpowiedziałam. Mój głos nadal był chrypiący.
- Czyli do czego?
- No do tego. Wszystko jest takie... inne. Nie ma tu zwierząt.
- Są.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Gdzie on tu zwierzęta widzi? Może to on uderzył się w głowę, a nie ja?
- Dobra, idziemy. Wstawaj. - powiedział szorstko.
- Czy mógłbyś mi się ujawnić? Obiecałeś.
- Dlaczego teraz? Ale dobrze, zrobię to.
Nie był taki jak sobie go wyobrażałam. Nie był taki, jak wyobrażałam sobie duchy. Był piękny. Jego postać przypominała człowieka. Wbrew pozorom nie był on przezroczysty. Mienił się delikatnie złotym kolorem. Miał cudowne oczy z nutką niebieskiego koloru, które mówiły, że mogą wszystko. Jego pełne usta uśmiechały się do mnie. Był wysoki, umięśniony, ubrany w harcerski mundur - szorty i bluzę. To wszystko w połączeniu sprawiało nieziemski efekt.
- Wow. - westchnęłam.
- Coś nie tak? - powiedział uśmiechając się.
- Nie, wszystko w porządku... Po prostu nie jesteś taki jak myślałam.
Zaśmiał się.
- Chodźmy już.
- Prowadź.
Szliśmy w milczeniu przez jakieś 2 godziny. Wszystko było takie samo. Ten błękit i zieleń działały mi już na nerwy. Po dość szybkim marszu doszliśmy do jakiejś chaty. Była dość zaniedbana. Wyglądała jakby od kilkudziesięciu, może kilkuset lat do niej nie zaglądał. Feliks 'wypukał' w drzwi jakąś melodię, te po zakończeniu się otworzyły. Weszliśmy do środka. Tutaj wszystko było z drewna. Widać było, że są to rzeczy robione ręcznie.
Nagle przede mną pojawiła się stary mężczyzna z bardzo długą brodą i dziwnym ubraniem.
- Witajcie, moi drodzy, wiedziałem, że przyjdziecie. - rzekł.
- Ja nie wiedziałam, że Pan tu... przyfrunie.
Feliks uderzył mnie w brzuch.
- Nic się nie dzieje, nie dziwię Ci się. Nie jestem Panem, a Alojzym. Mam tylko 564 lata, nie jestem znów taki stary. - puścił oczko. - Zapewne szukacie Pierścienia Nieumarłych. Nie mam go. Ostatnio mój dom zaatakowały gobliny, ukradły wszystko co wydaje się być dla nich przydatne. Nie mam pojęcia co z nim zrobili, może wyrzuciły, a może zaniosły do swojego zamku. Możliwe też jest, że uda mi się wykonać replikę tego pierścienia, lecz nie wiem, czy będzie on miał dokładnie takie same właściwości.
- Czy wiesz jak możemy namierzyć pierścień? - spytał Feliks.
- Oczywiście. - w jego dłoni pojawiło się coś w rodzaju 'wykrywacza smerfów'. - Wystarczy, że będziecie szli zgodnie z tym. Gdy będziecie bliżej pierścienia zacznie on mienić się na różowo. Ale Ty, chyba wiesz jak się tym obsługiwać, prawda? - zapytał mnie.
- Właściwie to nie mam pojęcia...
- Jak to? Przecież już tego używałaś. To, że mnie nie pamiętasz, nie znaczy, że nie możesz pamiętać tego co robi się z takimi przedmiotami...

Część 6.

Zwariowałam. Wyszłam z domu bez niczego, gadam z duchem, którego nie widzę, robię to, co on chce. Ja po prostu zwariowałam. Muszą mnie wysłać do wariatkowa, bo ze mną serio jest coś nie tak. A jak mnie nie wyślą.. To sama się wyślę. Możliwe, że mi tam pomogą.
Doszliśmy do biblioteki. Nie wiem, czy Feliks był ze mną, czy szłam sama, bo się nie odzywał. Otworzyłam sobie drzwi i weszłam do środka. Ostatni raz tu byłam jakieś sześć, może pięć lat temu. Nic się nie zmieniło. No, może dodano kilkaset, może kilka tysięcy książek. Reszta jest taka sama.
Trochę przykurzone regały nie zachęcały do wdawania się w pojedynek z nimi w celu wyciągnięcia z nich książki, ale wiedziałam, że będę musiała to zrobić. Weszłam między nie. Wiedziałam czego mam szukać, chociaż mój kolega mi o tym nie powiedział. Chodziłam, szukałam.. Czas mijał, a ja tego nie mogłam odnaleźć. Jedynie kurz coraz bardziej dawał mi się we znaki. Kichnęłam. Starsze panie, które siedziały na środku biblioteki i czytały książki popatrzyły się na mnie spode łba. Dziwne. Na najwyższej półce zobaczyłam starą, poniszczoną książkę. Pomyślałam sobie: to musi być to. Stanęłam na palcach i wyciągnęłam ją z półki. Tak, to jest to. "Czasoprzestrzeń" jest już u mnie. Teraz muszę znaleźć jeszcze "Próby czarów". Tyko gdzie tego mam szukać?!
- Idź do działu dla dzieci. - szepnął Feliks.
Podskoczyłam, ze strachu.
- Czemu wcześniej się nie odzywałeś? Myślałam, że Cię przy mnie nie ma. - odpowiedziałam.
- Myślisz, że wyglądałoby to normalnie gdybyś szła i mówiła sama do siebie? - powiedział z nutką ironii.
W sumie miał rację. Uznaliby mnie za wariatkę. Chociaż ja już sama siebie za nią uznałam, więc jest ok.
Podeszłam do tego działu z książkami dla dzieci. Nie mylił się. Mała, kolorowa książeczka tam była. Wzięłam ją do ręki i poczułam, że odpływam. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Słyszałam straszne skrzypienie. Ból coraz bardziej się nasilał, nie mogłam otworzyć oczu. Nie mogłam nawet o niczym pomyśleć, bo czułam, jakby głowa mi miała eksplodować. Kiedy myślałam, że za chwilę będzie ze mną koniec wszystko ucichło. Otworzyłam oczy. Bardzo jasne światło mnie oślepiło. Pomyślałam: no to pięknie. Umarłam, teraz będę szła w stronę światła.
- Nic bardziej mylnego, nie umarłaś. - usłyszałam Feliksa.
Do diaska! Czy on umie czytać w moich myślach?
- W takim razie gdzie jestem? - wychrypiałam.
Mój głos się zmienił. Był niski, silny. Nie wiedziałam, co mogło się stać.
- Przyjrzyj się dokładnie. Co widzisz?
Zrobiłam tak, jak mi kazał. Zobaczyłam lekki kolor zieleni zmieszany z błękitem. To chyba była łąka i przy niej mały staw. Nie zauważyłam żadnej istoty żywej. Żadnego ruchu, żadnego zwierzęcia. Nic, dosłownie nic.

Część 5.

Jest sobota, 6 rano, budzik sam zaczął dzwonić, nie nastawiałam go. Nawet w jeden z nielicznych wolnych dni nie mogę się wyspać... Poszłam do łazienki, umyłam się, przebrałam. Delikatnie otworzyłam drzwi do sypialni rodziców - jeszcze spali. Musieli przyjechać w nocy skoro ich nie słyszałam. Zeszłam na dół, weszłam do kuchni. Na stole zobaczyłam przygotowane już kanapki i gorącą herbatę.
- Zwariowałeś? - zapytałam cicho.
- Nie... Dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedział mi Feliks.
- A co gdyby wcześniej ode mnie wstali moi rodzice?
- Pomyśleliby, że mają taką wspaniałą córkę, która mimo to, że jest zmęczona zrobiła im śniadanie i poszła z powrotem spać. - odpowiedział ze śmiechem.
Pierwszy raz usłyszałam szczery, ciepły śmiech. Pierwszy od bardzo dawna. Zwykle to jedni śmieją się z drugich i tak w kółko... Nuda. Nie lubię brać w tym udziału. Ani to nie śmieszy, ani do niczego nie prowadzi.  Po prostu głupota.
- Co teraz? - powiedziałam przełykając ostatek kanapki.
- Teraz.. musisz mnie uważnie wysłuchać. Dobrze?
- Okej.
- Przeniosę Cię do moich czasów. Czyli do tych, kiedy zginąłem. Jednak zanim się tam wybierzemy musimy odwiedzić magiczny świat. Wiem, brzmi to głupio, ale taki istnieje. Ze świata magii będziemy potrzebowali - tzn. Ty będziesz potrzebowała Pierścienia Nieumarłych. Ponieważ nasza podróż będzie trwała w latach II Wojny Światowej owy pierścień Ci się przyda. - powiedział z bardzo wielką powagą.
- Czy Ty już całkowicie oszalałeś?! - wybuchnęłam. - Świat magii?! To przecież dla dzieci! Coś takiego nie istnieje! Ja nie jestem dzieckiem, mam już w końcu szesnaście lat!
- Nie krzycz, proszę. Chcesz obudzić rodziców? Mówiłem, brzmi to głupio. Ale jak jest ze mną? Duchy też podobno nie istnieją, a jakoś tu jestem. Musisz mi po prostu zaufać... Błagam Cię o to...
- No dobrze... - powiedziałam już spokojniej.
- Dziękuję.
- Czyli, że o co chodzi z tym pierścieniem? - powiedziałam niezbyt przekonana.
- Jak by Ci to wytłumaczyć.. Aha, już wiem. Powiedzmy, że ten Pierścień Nieumarłych to jak... Nieskończone życie w grze MMOG. Zabijają Cię, a i tak po kilku sekundach powracasz do 'gry'.
Siedziałam z otwartą buzią i słuchałam tego, co on mówi.
- A teraz chodź. Czeka nas wycieczka do biblioteki.
- Muszę powiedzieć rodzicom - wykrztusiłam z siebie.
- O to się już nie martw, załatwię to. - powiedział Feliks.
Otworzyły się drzwi i wyszłam z mojego domu.

Część 4.

Gdy weszłam do domu, to mnie zamurowało. Zobaczyłam latającą chochlę, która lała na talerz zupę pomidorową. Ze zdumienia upuściłam plecak. Znów przywitał mnie ten silny, męski głos.
- Dzień Dobry Iwetto. - powiedział.
Znów długo nie mogłam dojść do siebie.
- Jak Ci minął dzień? - ponownie się odezwał.
- Doo, doobrze. A Tobie?... - wydukałam
- Nauczyłem się gotować. Spróbujesz?
- Tak, oczywiście. - odpowiedziałam.
Chochelka dosłownie przeleciała mi przed nosem i wylądowała w garnku. Wzięłam łyżkę i zaczęłam jeść. Zupa była całkiem dobra.  Gdy skończyłam głos ponownie się odezwał.
- Widzisz... kiedyś obiecałem coś pewnej osobie...
Wstałam, chciałam zanieść talerz do zmywarki.
- Zostaw, sprzątnę to. - powiedział.
Bez żadnych słów usiadłam spowrotem na miejscu.
- Wracam do tego o co mi chodziło. 1944 roku miałem zanieść list z Pasieki* do batalionu "Gustaw".. Nie doniosłem go, zostałem zabity. Były tam zapiski, które miały pomóc w Powstaniu. Zwykle listy zanosiły Listonoszki, ale tym razem padło na mnie. Utraciłem go. Zadaniem dla Ciebie będzie znaleźć ten list. Wiem, że to jest trudne i możesz nie chcieć tego zrobić.. Ale będę Ci dozgonnie wdzięczny za odnalezienie go i dostarczenie do mnie.
Gdy mi to powiedział ponownie mnie zamurowało. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Przytaknęłam cichutko.
- Dziękuję. Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć. Jutro znów się u Ciebie pojawię. Wstań wcześniej, abym mógł Ci coklowiek wytłumaczyć.
Po tych słowach otworzyły się drzwi i znów poczułam się tak dziwnie samotna.


*Pasieka - Główna Kwatera harcerstwa - Szarych Szeregów w czasie II Wojny Światowej.

Część 3.

Śniły mi się dziwne rzeczy. Nie pamiętam co dokładnie, ale obudziłam się w środku nocy zlana potem. Przeprałam się i próbowałam usnąć. Udało mi się. Ponownie obudziłam się o 7. Umyłam się, ubrałam... Zeszłam do kuchni. Tam czekała na mnie gorąca herbata. Było to miłe, ale też dziwne. Nadal trochę boję się tego Feliksa. Ciekawi mnie o co mu chodzi. Zrobiłam kanapkę, zjadłam, wzięłam plecak i ruszyłam do szkoły. Po drodze zauważyłam Kaśkę.
- Jak mogłaś to zrobić?! - powiedziała ze złością.
- O co Ci chodzi? - odpowiedziałam zdezorientowana.
- Jak to o co?! Dałaś mój numer Patrykowi! - mówiła nadal podniesionym głosem.
- Co w tym złego?
- To, że się w nim zakochałam, ale moja mama go nie lubi. - powiedziała już spokojniej.
- Dlaczego? Sorry nie powinnam pytać.
- Okej, spoko. Ona uważa, że to nie jest chłopak dla mnie... Pali, pije, ostatnio też zaczął brać... To jej w nim przeszkadza. - mówiła z nieukrywanym smutkiem.
- Ciężka sprawa. - krótko skwitowałam.
Chciałam, żeby już się przymknęła, ale szła ze mną i ciągle mówiła. Gdy doszłyśmy do budynku odetchnęłam z ulgą. Chodzę do innej klasy, więc mogłam ją pożegnać. Lekcje miałam nudne, trzy sprawdziany, dwie kartkówki... Norma. Tylko wszyscy mieli jakieś 'ale'. Nie wiem o co im mogło chodzić. Po skończonych lekcjach zebrałam się i z ociąganiem ruszyłam do domu. Nie mam pojęcia czy rodzice już wrócili. Boję się tego co w nim zastanę.

Część 2.

Weszłam do środka. Rzuciłam plecak na podłogę... i nagle trzasnęły drzwi. Wiatru nie było, więc zjawisk przyrodniczych nie mogłam za to winić. Podskoczyłam ze strachu. Próbowałam włączyć światło, lecz moje starania na nic się nie zdały. Nie wiedziałam co mam robić. Chciałam krzyczeć, ale żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z moich ust. Usłyszałam jakiś szept. Był to głos o mocnej barwie, męski. Serce biło mi jak oszalałe. Widziałam tylko czerń, słyszałam jakąś osobę, ale nie rozumiałam słów. Pomyślałam sobie - to jest jakiś horror.
- To nie jest żaden horror.
Znów chciałam wrzeszczeć ile sił w płucach, ale nie dałam rady.
- K kk k kim jesteśśś? - z trudem wydukałam.
- Mam na imię Feliks, zginąłem w czasie II Wojny Światowej. - opowiedział mi głos.
- Że co?! To niemożliwe! - oburzyłam się.
- Jednak możliwe, bo tu jestem.
- Po co? Po co tu przyszedłeś? Nie wiem czy wiesz, ale ciężko jest mówić do jakiegoś głosu nie widząc tej osoby... - powiedziałam już bardziej opanowana.
- Obserwuję Cię od dłuższego czasu. Myślę, że się nadajesz. Jesteś mi potrzebna. A co do zobaczenia mnie.. Kiedyś Ci się ujawnię, obiecuję. Tylko pamiętaj - nie mów nikomu, że tu byłem.
Po tej rozmowie mogłam znów normalnie włączyć światło. Postawiłam czajnik z wodą na kuchence i zaczęłam myśleć o tym, co się właśnie wydarzyło.

Część 1.

Szłam ciemnymi ulicami miasta. Zapalone światła w domach jeszcze bardziej mnie przygnębiły. Wiedziałam, że dziś nikt nie będzie na mnie czekał. Nie lubię tego. Wchodzenie do pustego domu po ciężkim dniu... Najgorsze co się może przytrafić. Ale to raczej nie moja wina, że jestem jedynaczką, a moi rodzice wyjechali na spotkanie biznesowe.
Idąc zamyślona ze słuchawkami na uszach nawet nie usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Patryka.
- Witam Panią Iwettę. - powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Cześć Patryk. Co tam?
- Wiesz... jakoś leci. Mogę Cię odprowadzić?
- No jasne.
- Słuchaj, masz kontakt z Kaśką?
Mogłam się domyślić, że chodzi o coś w tym stylu... Przecież nigdy sam nie podchodził.
- Ostatnio mało rozmawiamy... Ale mam jej numer telefonu, chcesz?
- Będę Ci wdzięczny.
Podałam mu numer. On podziękował i poszedł. Nawet nie było to blisko mojego domu.
Znów założyłam słuchawki i delektowałam się pięknymi dźwiękami 'Jelonka'. Nie zauważyłam kiedy doszłam do mieszkania. Przekręciłam kluczyk, otworzyłam drzwi...