Część 16.

Przekroczyliśmy bramę wioski bez żadnych konsekwencji. Było pusto. Domy były bardzo podobne do domu Alojzego. Niskie, masywne, lekko zaokrąglone ściany, na których mieniły się kolory tęczy wyglądały przyjaźnie.
- Wow. Ale tu pięknie. - powiedziałam do Feliksa.
- Ta kraina jest cała piękna. W tej wiosce produkuje się podkowy dla jednorożców. - odpowiedział mi.
Stanęłam sztywno, a moje oczy wielkością przypominały kule do bilarda.
- Dałaś się złapać? Jednorożce nie istnieją Iwettko. - odpowiedział mi z nutką wesołości.
Dotarło do mnie jak łatwo dałam się nabrać. Zaczęłam myśleć, że to może jednak nie jest taka ściema... W końcu w magię też nie wierzyłam, a tu co? Pojawia mi się magiczny świat.
Rozglądałam się po miasteczku. Kątem oka zauważyłam, że coś się poruszyło. Obróciłam się w tamtą stronę. Moje zdziwienie było jeszcze większe, niż wtedy, gdy usłyszałam o mitycznych stworzeniach. Widziałam przed sobą istotę. Ale jaką! Duża, futrzana kulka z malutkimi nogami, oczami wielkimi jak talerze. Długie ramiona zakończone były frędzelkami. Osobnik nie miał tułowia. Był za to w wściekle zielonym kolorze. Nie sposób było oderwać od niego wzroku.
- Siemka, siemka. Hej ho! Co tam Iwetto? - Wykonując trzy skoki futrzak już był przy mnie. - Wiedziałem, że przybędziesz, wiedziałem! Nie sposób było tego nie wiedzieć, takie rzeczy my już wiemy. Właściwie to wiemy wszystko, a przynajmniej ja. Chociaż muszę przyznać, że nasz gatunek wie bardzo, bardzo dużo... - dalsze słowa do mnie już nie docierały. Stałam sztywno, w moich oczach krył się strach i zdziwienie. Nie rozumiałam już nic.